poniedziałek, 5 października 2015

#16 James Arthur Warsaw

Hi Everyone!

Powrót do postów koncertowych, Tym razem mam dla was relację z koncertu Jamesa Arthura w Warszawie.


26 września razem z moimi trzema koleżankami wybrałyśmy się do Warszawy i w moim przypadku priorytetem był koncert Jamesa na który dwa razy próbowałam jechać i dopiero za trzecim całkiem przypadkiem się udało. Jechałyśmy całą noc byłyśmy w Warszawie o 7 rano i dopiero wtedy zaczęłam żyć. Od lutego kiedy spełniłam tam jedno ze swoich większych marzeń to miasto stało się moją miłością. Home is where your heart is... Warszawa należy do jednych z kilku miejsc które dotychczas odwiedziłam i w których czuję, że żyję. Ciesze się z każdej ponownej wizyty w tym mieście. Ale nie o Warszawie tu mowa...

Cały dzień minął jak szalony, najpierw kawa i oczekiwanie na apartament, następnie walka z ulicami warszawy po kilku godzinach czekania, aby znaleźć apartament. Obiad, prysznic, szybki makijaż... Wszyscy gotowi? No to lecimy! Z apartamentu pod klub Progresja Music Zone w którym odbywał si koncert miałyśmy ok 40-45 min drogi. Kiedy dotarłyśmy pod klub było ok 40 osób. Początkowo chwilę stałyśmy pod klubem, ale po kilkunastu minutach dałam się namówić koleżanką na kawę i wizytę w małym centrum handlowym tuż obok. To był mój największy błąd. Kiedy dotarłyśmy ponownie pod klub stałyśmy praktycznie na końcu długiej kolejki. Pożegnałam się z dobrym widokiem. Na całe szczęście nagle otworzono drugą kolejkę, biegłyśmy jak szalone i gdy weszłyśmy zaczęło się istne szaleństwo. Każda z nas dostała opaskę na rękę i weszłyśmy do wielkiej sali w której odbył się koncert. Stałam gdzieś w 4 może w 5 rzędzie i miałam idealny widok na scenę, Nagle całe zmęczenie zniknęło, choroba odeszła na bok. Liczyłam się ja i scena. Po dość długim oczekiwaniu na scenę wszedł Mike Dignam. Niesamowity support. Chłopak idealnie rozgrzał publikę, zrobił to co support powinien zrobić. Gdy Mike zszedł ze sceny, po kilku minutach wyszedł ON! James Arthur we własnej osobie... "You're nobody till somebody loves you" pierwsza piosenka dająca tak wiele energii idealna na rozpoczęcie koncertu... Bawiłam się idealnie, śpiewałam, śmiałam, aż do momentu w którym James zaśpiewał "Young" powiem nawet inaczej wspomniał tylko, że zaraz zaśpiewa tą piosnkę, a ja zalałam się łzami. I znów powtórka z rozrywki, Na zmianę piosenka która sprawiała, że się unosiłam, a zaraz po tym taka która przybijała mnie do ziemi i powodowała potok moich łez... Nagle James zszedł ze sceny, zniknął tak po prostu, ale nasze krzyki, śpiewanie, radość sprawiła, że wrócił i zaśpiewał jeszcze trzy piosenki. Ostatnia piosenka dała mi tak wile, że sama nie wyobrażałam sobie, że mogę się tak czuć."Get Down" Ta piosenka sprawiła, że miałam w sobie dziwne uczucie które popychało mnie do przodu, a głos w mojej głowie mówił "Możesz wszystko" to uczucie wraca, na każde wspomnienie tej piosenki na koncercie i za każdym razem gdy słyszę tą piosenkę w słuchawkach.
Mogę wszystko... Po zakończeniu tej piosenki jak głupia wystrzeliłam do wyjścia czemu? Podpisywanie płyt! Po drodze przepychając się przez tłum spotkałam miłą panią która dała mi EPkę Mikea co było miłe, bo myślałam, że na to nie mam szans gdyż ludzi była masa a płyt tylko 50. Następna miła pani powiedziała mi gdzie będzie podpisywanie płyt. "Musisz wyjść z klubu iść w lewo i jeszcze raz w lewo i tam będzie podpisywanie płyt" Bez kurtki, chora, po koncercie, zmęczona przepychałam się przez tłum by móc tam wejść, by móc go spotkać i być chociaż przez chwilę... Gdy już stałam w kolejce poznałam wspaniałe osoby z czego bardzo się cieszę... Na podpisywanie wpuszczono tylko zaledwie 100 osób... Była 86. Gdy stałam w tej kolejce próbowałam sobie poukładać w głowie jakie kol wiek zdanie po angielsku które miało by sens... Nic, zero pustka nawet nie wiedziałam jak się nazywam. Chwile mijały i za moment to ja miałam podejść do Jamesa... Zrobiła zdjęcia jednemu chłopakowi i zobaczyłam, że on robi sobie slefie z Jamesaem. Raz się żyje.
"S-Hi James!
*HUG*
J-Thank you for comming!
S-Thank You for Everything what you doing for me!
J-Oooo... Sweety I love you!
S-I Love you too! Can I take selfie with you?
J-Of Course!
*Selfie*
S-Thank You!
J-I Hope see you again"
Możliwe, że każdemu dziękował za przybycie, możliwe, że każdemu mówił I Love You, ale w tamtym momencie liczyło się dla mnie to, że te słowa były skierowane do mnie. Czasem nadal jak zamknę oczy czuję jego rękę na moich placach, pamiętam zapach jego perfum. Nie mogę się doczekać kolejnego spotkania. Teraz została mi tylko podpisana płyta i zdjęcia.
Po wszystkim wymieniłam się kontaktem z nowo poznanymi znajomymi i cóż przyszedł moment powrotu do apartamentu.

Nie sądziłam, że koncert Jamesa wywoła we mnie tak wiele emocji mimo, że wiedziałam ile znaczą dla mnie jego niektóre piosenki. Nie sądziłam, że stanę z nim twarzą w twarz i nie sądziłam, że mogę jeszcze bardziej zakochać się w Warszawie. Mój drugi koncert w życiu który wywołał tak wiele emocji. Genialny i wspaniały artysta. Teksty piosenek, energia na scenie, emocje, powolający głos. Najlepsze uczucie. Moment w którym w jednej chwili widzisz artystę który jest dla Ciebie kimś więcej niż zwykłym artystą na scenie po czym chwilę później stoisz z nim twarzą w twarz, lądujesz w jego ramionach i słyszysz miłe słowa jest wszystkim. Cudem się tam znalazłam, cudem weszłam na podpisywanie płyt. Byłam szczęśliwa. 





"Poland is my second home and I love come back to home"



 Zapraszam na mojego instagrama: Suzieee_xx
Snap: Suzieee_xx
Kontakt ze mną: Suchar611@gmail.com

Thank You. 
See You Soon!
Suzie xx



1 komentarz:

  1. WOW! Mega się cieszę, że udało ci się z nim spotkać i zrobić zdjęcie :) jestem też troszkę zazdrosna (w pozytywnym znaczeniu oczywiscie:)) mam nadzieje, że jeszcze nie raz spotkasz Jamesa :)
    Pozdrawiam xox http://pinkpixxel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń